Galaretek było sprzedanych sześć, więc na ten moment nie jest znany los jednej z osób, która dokonała zakupu.
Okazuje się, że jedna z osób, która nabyła galaretkę od małżeństwa, dowiedziała się o zagrożeniu i poinformowała odpowiednie służby. Na szczęście nie doszło do jej spożycia. - Jeden poszkodowany i dwie osoby hospitalizowane. Dodatkowo, jedna z osób zgłosiła się i dostarczyła galaretkę, którą jeszcze nie spożyła - poinformował rzecznik. Zaznaczył, że sprzedawcy z Nowej Dęby nie posiadali żadnych zezwoleń na produkcję oraz sprzedaż wyrobów mięsnych.
Regina i Wiesław S. zostali zatrzymani przez policję i umieszczeni w areszcie do czasu planowanego przesłuchania, które ma odbyć się w poniedziałek, 19 lutego, o godzinie 16:00. Dodatkowo, w ich miejscu zamieszkania zabezpieczono 20 kg "swojskiego" mięsa, które nie zostało jeszcze skonsumowane ani sprzedane. Przekazano je do badań laboratoryjnych w Państwowym Instytucie Badawczym w Puławach. Sprawą zajmują się także Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Tarnobrzegu i Mielcu. Na chwilę obecną nie jest jasne, który patogen obecny w mięsie spowodował ostre zatrucie kilku osób - czytamy na Super Express.
Informacje o podejrzeniu zatrucia dotarły do policji po godzinie 19:00 w sobotę. Śledztwo wykazało, że prawdopodobną przyczyną zatrucia mogą być zakupione na targowisku w Nowej Dębie wyroby masarskie.
"Apelujemy do wszystkich, którzy dokonali zakupów u mężczyzny, a szczególnie tych, którzy kupili galaretę, o powstrzymanie się od jej spożycia. Jeżeli ktoś już ją zjadł, nawet jeśli nie ma żadnych objawów, powinien natychmiast skontaktować się z lekarzem" - wskazuje podinspektor Beata Jędrzejewska-Wrona z Komendy Miejskiej Policji w Tarnobrzegu.
Kupili wiedząc, że nie ma certyfikatu?
~X: a co ma na bazarze certyfikat ???